subiektywnie o e-biznesie

Jak sprzedać 20 kg złomu? – krótka lekcja copywritingu

Jak sprzedać 20 kg złomu? – krótka lekcja copywritingu

Dawno nie pisałem na ebiznesy.pl. Nie będę się tłumaczył i nie będę obiecywał szybkiej poprawy. Dlaczego? Bo niemal całą energię skupiam na tabletoid.pl. W końcu, po kilku latach prowadzenia firmy dotarło do mnie to, co wpajam Klientom „od zawsze”: skup się, skoncentruj, nie rozpraszaj. Jak w tym kawale o profesorze, do mnie w końcu moje własne rady dotarły. Zatem ebiznesy dalej żyją, bez obaw, jednak obecnie są w lekkim uśpieniu. No ale nie o tym chciałem pisać dzisiaj. Przejdźmy do rzeczy. Dodam, że pisząc ten artykuł słucham jednej z moich ulubionych płyt Pantery, czyli Vulgar Display Of Power. Pasuje do wpisu nawet.

Jak się sprzedaje stare graty?

Każdy z nas ma coś do sprzedania. Na przykład jakieś graty zalegające w piwnicy. Mój tata jakiś czas temu zaproponował mi deal: jak sprzedam mu sztangielkę, której już nie potrzebuje, to odpali mi 10 zł. Taa 😉 Ale nie o kasę oczywiście tu chodzi, bo symboliczna (zresztą nie wziąłem…), ale o produkt. Co nim było? Ano sztangielka. Ale nie byle jaka: kilkudziesięcioletnie, pordzewiałe dzieło sztuki. Jak sprzedać 20 kilogramów zardzewiałego złomu za kilkadziesiąt złotych, gdy nówkę można kupić i cieszyć oko? Kłaniają się podstawowe zasady, praktyki sprzedażowe.

Jeśli miałbym w jednym zdaniu opisać to, jak sprzedałem tę sztangielkę, napisałbym: odwróciłem uwagę odbiorcy i skupiłem na historii. Brzmi zawile? Już tłumaczę, co i jak.

Dwa zdjęcia i historia

Nie chciałem tracić czasu. Ale jak tata powiedział, że zawiezie sztangielkę na złom, jeśli nikt nie kupi, to… sam wiesz, jak jest: wlazł mi na ambicję. Myślę: „Na złom?! Bez jaj, przecież to dzieło sztuki!”. No ale czasu nie chciałem tracić, więc sesja zdjęciowa była krótka: poszliśmy do piwnicy, machnąłem moim cudem (Samsung Galaxy S3 – nie zamienię na nic innego, cudo) kilka fotek. I tyle. Na aukcji zamieściłem dwa zdjęcia, które wrzucam poniżej.

Sztangielka - copywriterski bohater

Jak sprzedać złom?

Zwróć uwagę na „surowy” charakter tych zdjęć – ma to znaczenie w kontekście tego, co przeczytasz poniżej.

Oferta krok po kroku

Przedstawię Ci teraz całą ofertę, jaką wrzuciłem na Allegro. Każde zdanie ma znaczenie, co postaram się pokazać w komentarzach do oferty. Jedziemy.

Tytuł aukcji brzmiał:

Sztangielka 20kg dla prawdziwego fana kulturystyki

Jak widzisz, tytuł jest prosty i ma jasny przekaz: od razu wchodzę na ambicję osobie, która go przeczyta. Co ważne, oferta jest rozwinięciem tytułu, czyli niejako spełnia obietnicę zawartą w tytule.

Witam Cię serdecznie. Jeśli szukasz sztangielki z charakterem, to dobrze trafiłeś. Poświęć kilka chwil i zapoznaj się z tym cudem.

Używam na wstępie określenia „sztangielka z charakterem”. Ma to na celu personalizację tego 20-kilogramowego kawałka złomu. Jeśli chcesz sprzedać coś, co w „normalnych warunkach” jest nie do sprzedania, musisz uciec się do różnych technik. Oczywiście wszystko w granicach etyki i zawsze w zgodzie z prawdą – nie ma tutaj mowy o ściemnianiu czy wprowadzaniu w błąd.

Przed chwilą rzuciłem okiem na ceny sztangielek na Allegro. Znalazłem piękną sztukę za 210 zł. Waga: 20kg. Nowiutka. Gumowana rękojeść. Lśniące talerze. Jeśli szukasz takiej sztangielki, na tej aukcji jej nie znajdziesz. Lecz jeśli szukasz sztangielki z jajami, czytaj dalej.

Tutaj zrobiłem prosty zabieg „szufladkowania”. Wyraźnie postawiłem granicę: nowe sztangielki kontra nasze cudo. Pozwoliłem sobie na bardzo luźny zwrot „sztangielka z jajami”. Nie jestem do końca przekonany, czy dobrze zrobiłem, jednak mogłem sobie na to pozwolić, ze względu na grupę docelową oferty. Nikt się tutaj nie obrazi o taki zwrot. Przeciwnie: każdy twardy facet ma przecież „jaja”, zgodzisz się?

Czy wiesz, jak trenowali w swoich początkach mistrzowie kulturystyki? Albo jak w ogóle najlepsi sportowcy podchodzili do sportu? Lalusie większość czasu na siłowni spędzają przed lustrem. A prawdziwi faceci uwielbiają pot, ból mięśni i łzy.

To bardzo ważne zdania. Dalej pogłębiam temat różnic: lśniący sprzęt kontra nasz złom. Chcąc sprzedać tę sztangielkę, musiałem wprowadzić potencjalnego nabywcę w odpowiedni klimat. Przez analogię do lalusiów, mówię czytającemu: „Albo jesteś lalusiem, albo nie. No to jak będzie?”. Zauważ, że czytelnik w głowie samoczynnie i bezwiednie udziela niemych odpowiedzi na tego typu pytania. To klucz do przejęcia kontroli nad emocjami czytelnika. Tę sztangielkę musiały kupić emocje.

Weźmy Arnolda Schwarzeneggera.

Celowo wspominam o Arnoldzie, jednym z moich idoli. Każdy go zna. Każdy miłośnik żelaznego sportu go ceni. Każdy lubi o nim czytać. Każdy traktuje go jak wzór, ikonę.

Miał cel: chciał zostać najlepszym kulturystą świata. Tylko to się liczyło.

Tutaj czytelnik ma poczuć się jak Arnold. On też pragnie być najlepszym, tylko to się liczy teraz….

Ćwiczył jak wariat. I to w takich warunkach, do jakich być może Ty bałbyś się wejść.

Zauważ, że piszę o trudnych warunkach – oczywiście w kontekście naszej sztangielki, zaczynam uzasadniać jej zakup, jej sens. Rzucam też pewnego rodzaju wyzwanie czytelnikowi: „bałbyś się wejść”.

Arnold wspomina, że w zimie było tak potwornie zimno w jego „siłowni”, że sztanga przymarzała mu do dłoni. Czy myślisz, że jego sztangielki były wychuchane i lśniące? On miał głęboko w czterech literach wygląd sztangielek! Były tylko narzędziem umożliwiającym realizację celu: zostania mistrzem mistrzów.

Tutaj pojechałem po całości: „Skoro Arnold olewał wygląd sprzętu, to czy ja mam się nim przejmować???” – myśli podświadomie czytelnik.

Stanisław Szozda, jeden z najlepszych polskich kolarzy, mawiał, że „kolarstwo jest zapocone i zasmarkane”. Nie pisał o drogich rowerach i światłach reflektorów na mecie. Mówił o wysiłku, pocie i krwi.

Ten cytat z Szozdy uwielbiam, tata mi go przekazał lata temu. Czyli znowu jedziemy „potem i krwią”…

Po co Ci o tym piszę? Ano po to, by Ci przypomnieć, że nie liczy się wygląd sztangielek, ale ich waga i Twój charakter.

Znowu wchodzę z butami w ego czytelnika: „No masz człeku jaja, czy nie???”

Dlaczego? Bo:
1) Sztangielka musi mieć odpowiednią masę, byś mógł nią trenować.
2) Musisz mieć charakter, by sztangielka nie stała za drzwiami i wkurzała Twoją żonę / dziewczynę / mamę za każdym razem, gdy będzie sprzątała.

Rzuciłem powyżej brutalny konkret. Każdy z nas ma jakieś sprzęty, które były chybionym zakupem i teraz się kurzą. Ale kto się do tego przyzna…? „Eee, u mnie sprzęt do ćwiczeń nie kurzy się!!” – wiadomo…

Przejdźmy do rzeczy – oto, co sprzedaje mój tata Roman, który w wieku 68 lat wygląda lepiej niż niejeden 20-latek i… wyciska więcej:

Tutaj znowu dałem czadu. Tata faktycznie nieźle wygląda. Dla mnie wygląda po prostu jak mój ojciec, którego znam od zawsze, ale patrząc obiektywnie, to i rzeźbę ma fajną, i bicepsy, i klatkę… Nie mogę uwierzyć, że tata ma już prawie 70 na karku! Ale te lata lecą…

Wracając do oferty: „Skoro starszy facet tak dobrze wygląda, to i ja muszę!” – wiadomo… (teraz zapodam Sepulturę, bo Pantera się skończyła…)

#1: Produkt: stalowa sztangielka o wadze około 20kg. Nie ważyliśmy jej, ale tyle mniej więcej waży.

Prosto, szczerze, konkretnie, w punktach.

#2: Funkcje: co ważne, rękojeść obraca się (przyjrzyj się zdjęciom). Oczywiście sztangielka jest gwintowana na końcach i ma śruby blokujące – czyli wszystko, czego potrzebujesz.

Zauważ, jak z banałów buduję „wielkość” produktu. Pamiętaj, że ZAWSZE znajdziesz w swoich produktach coś wyjątkowego. Nawet w pudełku zapałek.

#3: Składowe:
– gryf: około 2-3kg
– duże talerze: 2 x po około 3kg = 6kg
– średnie talerze: 4 x po około 3kg = 12kg
– śruby: 2 x po jakieś 0,5kg = 1kg
Łącznie: około 20-22kg.
Jak widzisz, możesz skręcać sztangielkę na różne sposoby, uzyskując wiele wariantów wagowych.

Ostatnie zdanie jest bardzo ważne: pokazuje wszechstronność sztangielki. Pamiętasz jeszcze, że to kupa złomu? Nie? No to Ci przypomnę:

#4: Stan: sztangielka jest nieco zardzewiała, co widać na zdjęciach. Można bez problemu ją przeczyścić, ale… czy warto? Czy jak zacznie lśnić jak nowa, dalej będzie tym, czym jest w tej chwili?

Ha! Spójrz, do czego doszliśmy: wygląd sztangielki przekuwamy w zaletę. Pomyślałbyś na początku?

#5: Przeszłość: tą sztangielką ćwiczyło wiele osób: ja, mój tata (obecny jej właściciel), koledzy taty.

Zaczynam historię obiektu westchnień. To nie nówka, ćwiczyło nią wiele osób. A przecież stereotyp jest taki, że im więcej właścicieli, tym produkt bardziej zużyty, nie?

Sztangielka ma kilkadziesiąt lat – nikt nie wie dokładnie ile.

Nutka tajemniczości…

Ćwiczyli nią ludzie, których losy były przeróżne. Jeden z nich był nazywany „brodaczem” i wysikał ponad 140 na ławce. Inny lubił boks, miał nawet duże sukcesy w Polsce. A mój tata jest kolarzem amatorem i zagorzałym zwolennikiem żelaznego sportu. To on zaraził mnie i mojego brata miłością do roweru (mnie dodatkowo do ciężarów).

Wspominam o tacie, czyli właścicielu towaru. Lubimy wiedzieć, od kogo kupujemy. A tata w tej ofercie wyrasta na tytana, zgodzisz się?

Ta sztangielka ma przeszłość i charakter. Jest unikatowa, nie ma drugiej takiej samej, ani nawet bardzo podobnej.

I znowu poleciałem w kosmos: zardzewiała stal okazuje się unikatem, czymś niepowtarzalnym.

#6: Zastosowanie: najlepiej będzie, jeśli będziesz trenował tą sztangielką w spartańskiej piwnicy.

To zdanie wygląda tak, jak bym sobie jawnie jaja robił. Ale wygląda tak tylko wtedy, gdy wyrwiemy je z kontekstu. Bo jako integralna część oferty i opowieści, brzmi bardzo logicznie („Aaa, no przecież Arnold trenował w takich warunkach!!!”).

Spójrz na zdjęcia piwnicy mojego ojca. Nie ma tam glazury, a szczury potrafią zabić samym spojrzeniem.

Przyznam Ci się, że z ostatniego zdania jestem szczególnie dumny. Prawda jest taka, że jest to prawda! Tata już kilkukrotnie miał kontakt ze szczurami, na widok których niejeden by zrobił do majtek kleksa (sorki za ten zwrot, ale ten artykuł ma swój charakter ;-)).

Ale wiesz co? Jest zapach potu, gdy ćwiczysz. Choć jest mało miejsca, to ojciec ma sztangę, stojaki, ławeczkę z krzeseł i deski, sztangielki, no i kilka rowerów. Wariat? Może dla Ciebie wariat. Dla mnie to mój tata i człowiek z charakterem – jak oferowana sztangielka.

Tutaj już czytelnik najpewniej darzy mojego tatę sporym szacunkiem.

#7: Dobicie targu: sztangielkę możesz kupić TYLKO osobiście przyjeżdżając do mojego taty, na osiedle Kościuszkowskie 9/34 w Krakowie. Co ważne, cenę możesz negocjować, choć uważam, że warta jest więcej niż owe 36,66zł. A trzy szóstki dałem w cenie po to, by podkreślić „bestię w sztangielce”.

Cena faktycznie była małym żartem.

Teraz zastanów się: czy wolisz lśniącą sztangielkę za 100-200 zł, czy naszą bestię z charakterem za 36,66zł?

Nie ma ściemy – jest wybór. Jasny i klarowny. Oddzieliliśmy lalusiów od twardzieli, fanów wysiłku od teoretyków, fajterów od luzerów, jaja od… jajecznicy 😉

Pozdrawiam Cię z uśmiechem 😉
Paweł Krzyworączka
dumny syn Romana, właściciela sztangielki z charakterem

Nie ma tajemnic i ukrywania się: jest ojciec-właściciel i syn-sprzedawca.

PS
W razie jakichkolwiek pytań – przypominam wszystkie opcje kontaktu:
tel. kom. 509061946
GG: 1764056
Skype: www_krzywy_pl
e-mail: pawel@krzyworaczka.pl

Niby detal, a jednak przypomnij sobie jakąś aukcję prywatną, gdzie ktoś tak otwarcie podał wszystkie opcje kontaktu. To wzbudza zaufanie.

I tyle.

I jak efekty sprzedażowe?

Sztangielkę wystawiłem z opcją odbioru osobistego, tylko osobistego. Dlatego musiał się pojawić amator z Krakowa. Po wystawieniu aukcji obejrzało ją kilkaset osób. Zresztą wspomniałem o niej na Facebooku i wywiązała się mała dyskusja. Oczywiście z jajem.

miej jaja

Było kilka zapytań o wysyłkę. Także o to, czy mamy więcej ciężarów na sprzedaż.

Wystawiłem sztangielkę drugi raz. Tym razem mniej osób odwiedziło aukcję, ale znowu były zapytania. No i trafił się student Krakowa, który przyjechał, obejrzał i z dumą zapłacił 40 zł, bo tata nie miał wydać tych kilku złotych reszty.

Czego uczy niniejsza lekcja? Do copywritingu trzeba podchodzić kreatywnie. Jasne, że wiedza teoretyczna jest ważna. Polecam Ci szkolić się m.in. u Darka Puzyrkiewicza, którego uważam za jednego z najlepszych copy, jakich w ogóle kojarzę.

Sprzedać możesz niemal wszystko. Musisz mieć jednak pomysł, jak tego dokonać. Skup się na zaletach produktu, odwróć uwagę odbiorcy, opowiedz historię, twórz wartość słowami, baw się emocjami. A sprzedaż będzie formalnością.

50 komentarzy

  1. Dzisiaj już coraz trudniej robić tak bardzo ciekawe wpisy bo ludzie już trochę się nauczyli że jak coś jest „super” albo „za prawie darmo” o nie do końca takie jest :/

    Odpisz
  2. ta sztangielka byla warta z 80zl a ty sie cieszysz że sprzedałeś ją za 36 brawo… xD tyle prawie byś na złomie dostał 🙂

    Odpisz
  3. Bardzo ciekawy artykuł, z tym, że nie zgodzę się, bo złom jest teraz wysoko, szczególnie metale kolorowe jak np. miedź, aluminium, puszki aluminiowe i inne tego typu metale nieżelazne. Warto zwrócić uwagę na cenę w skupie akumulatorów. Np. gdy interesujesz się złomowaniem pojazdów (autokasacja inaczej zwana też recyklingiem pojazdów) to warto sprzedać akumulator oddzielnie, bo zawiera dużo ołowiu, który kosztuje teraz na skupach nawet 6-7 złotych za kilogram.

    Odpisz
  4. zgadzam sie opis poroduktu i jego odpowiednie przedstawienie to nieodzowny element umożliwiający zainteresowaniem nim…

    Odpisz
  5. Fajny wpis pokazujący jak można odwrócić kota ogonem i jeszcze na tym skorzystać.

    Odpisz
  6. Jak to czytałam to od razu przypomniało mi się owe „przekuwanie wad w zalety” gdy sama tworzyłam swego czas opisy produktowe. Twój wpis (z jajami oczywiście ;)) i moje własne doświadczenia tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że copywriting to niekiedy prawdziwa sztuka, a jak to w przypadku sztuki bywa – bez wyobraźni ani rusz! Pozdrawiam

    Odpisz
  7. Przerost formy nad trescią. Z tym opisem sztangielka powinna kosztowac co najmniej 400 zl z wysylka i poszlaby od reki. Chociaz to ze odbior jest tylko osobisty wprowadza pewna spojnosc, bo sprawia wrazenie ze nie oddasz jej byle komu. Dzieki za ten artykul. Duzo sie nauczylem.

    Odpisz
  8. Jako, że w rodzinie mam największe doświadczenie w sprzedaży na naszym rodzimym portalu aukcyjnym to czasem też dostaję „podrzutki” do opylenia w zamian za sowity procent od sprzedaży. W niektórych okresach potrafiło się zebrać z tego ładnych parę złotych. Jest to naprawdę fajny sposób na podreperowanie domowego budżetu i przekazanie innym rzeczy, których już nie używamy a innym mogą się jeszcze przydać, Czyli przyjemne z pożytecznym 🙂

    Odpisz
  9. Paweł masz „jaja” dawno nie czytałem tak dobrego artykułu o sile copywritingu. Sam kiedyś zrobiłem zakład że sprzedam pewien produkt z dwukrotną wartość rynkową i przy 3 próbach udał się. Choć przyznam że trzeba pokombinować. Ale wracając do twojego wpisu:
    Powinien go przeczytać każdy sprzedawca na Allegro.

    Odpisz
  10. Witaj Krzywy!!!
    Nigdy nic nie sprzedawałam ani nie kupowałam w internecie. Żałuję, że wcześniej nie wiedziałam, że taki solidny złom można kupić na Allegro za tak niską cenę. Może… bym się nawet skusiła na taki zakup. Przy okazji „uśmiałam się jak norka” czytając Twoją ofertę a szczytem wszystkiego – znalazł się nabywca. Ja nie mogę. Jesteś WIELKI.

    Odpisz
  11. No i to jest właśnie prawdziwe wyzwanie dla copywritera! Pomyślę nad takim 'sprawdzianem’ dla swoich twórców treści 😀
    Ale do takiej oferty dałbym zdecydowanie lepsze foty (bez urazy dla Twojego Galaxy3) – przy pomocy dobrego fotografa, można by z tych sztangielek wyciągnąć dużo dużo więcej..

    Odpisz
  12. Witaj Paweł!
    Uśmiałam się setnie 🙂

    I trochę wystraszyłam… tego „brodatego”, co to „wysikał na ławce 140”. Czego? Litrów, hektolitrów? Oj.. i gdzie ta ławka, żeby ją z daleka dobrze ominąć! 😉

    No…rzecz jasna: żeby skutecznie sprzedawać, w internecie szczególnie, trzeba umieć pisać. Ty masz dar i umiejętności, dlatego możesz to robić i tego uczyć.

    A…ale muzyki słuchasz..hm…jak dla mnie oczywiście, strrrasznej 😉

    Pozdrawiam serdecznie!

    Odpisz
  13. Radko zdarza się czytać coś tak dowcipnego, a przy tym dobrego merytorycznie. Myślę, że umiejętność pisania można cały czas doskonalić, sam fakt, że artykulacji mowy uczymy się świadczy o tym. Zaś kreatywność to już trochę inna broszka, temperament jest w nas – widocznie go masz 😉

    Odpisz
  14. Wszystko pieknie ale bez posiadania wrodzonej 😉 lub nabytej umiejetnosci kreatywnego pisania, aukcja w takim stylu bardziej nam zaszkodzi niz pomoze…

    Odpisz
    • @Love…
      Nie mogę się z Tobą zgodzić. Wrodzone zdolności, o których piszesz, oczywiście pomogą. Nie są jednak absolutnie sztywnym kryterium w tym przypadku. Copy można się nauczyć, jak wielu innych rzeczy w biznesie.

      Odpisz
  15. Dobre „Wycopy”. Fajna analiza merytoryczna.

    Odpisz
  16. Tresc barzo mi sie spodobala, jest napisana wyraznie oraz nad
    wyraz schludnie. Pozytywne wrazenie.

    Odpisz
  17. Przydatne i ciekawe 😉

    Odpisz
  18. Niezła oferta 🙂 No to mam inspirację jak „ubrać w słowa” mój stary fotel do sprzedania na aukcji. Muszę trochę zmienić strategię. Dzięki Paweł !

    Odpisz
    • @Monika,
      Jak napisałem: jest to dobra strategia sprzedawania gratów, które nam walają się po piwnicy czy strychu. Więc do dzieła!

      Odpisz
  19. Prawdziwa historia sprzedaje tak jak to było w Twoim przypadku. Dobry tekst copywritingowy wzmocnił pragnienie sztangietki co jak wspomniałeś było widoczne po ruchu na stronie.
    Ale najważniejsze jest to, że w Krakowie są ludzie z jajami 😉

    Odpisz
  20. Ostatnio widziałem równie innowacyjny i zabawny opis jakiegoś samochodu, chyba audi 🙂 Widać, przyszła do nas nowa moda hehe

    Odpisz
    • @Damian,
      To raczej nie moda. Tego typu oferty widziałem już dawno temu na Allegro. Czasami ktoś sprzedaje coś względnie wartościowego (np. widziałem ostatnio jakiś wygodny materac), a czasami nie – czyli oferta jest zrobiona dla jaj. Pamiętam do dziś ofertę kolesia, który oferował stare mokasyny („lakierki”) – naprawdę stare, brudne, z dziurami. Oferta była doskonała. Wspomniał m.in. o przerzucaniu węgla w tych laczach 😉

      Odpisz
  21. Wpis bardzo inspirujący, pokazuje że wszystko można sprzedać, jeśli się tylko użyje odpowiednik technik, które wzbudzają pozytywne emocje. Ostatnio czytałem książkę Briana Tracy techniki zamykania sprzedaży, polecam każdemu kto chcę podszkolić swoje skilsy w sprzedaży indywidualnej.

    Odpisz
    • @Michał,
      Tak, Brian to stary wymiatacz w wielu kwestiach biznesowych. Też zdecydowanie polecam jego publikacje – nie tylko stricte o sprzedaży.

      Odpisz
  22. A ja odniosę się do pierwszego zdania, zastanawiam się na ile owa koncentracja na 1 celu ma pokrycie w rzeczywistości, bo jako freelancerka prowadzę 3 blogi, przyjmuję zlecenia z dwóch agencji, no ale to można zakwalifikować jako jeden cel – pisanie 🙂 Miło mi, że zawitał Pan na Kobietę w e-biznesie, ja również zapraszam, gdyby chciał Pan zdradzić trochę know – how, a przy tym mieć darmową content reklamę.
    Marta Szyszko

    Odpisz
    • @Marta,
      Już jakiś czas temu wyleczyłem się z podejścia „radzenia innym” lub „dawania jednej rady do każdej sytuacji i osoby”. Każdy z nas jest inny. Z jednej strony, koncentracja pozwala osiągać w wybranej dziedzinie doskonałe wyniki. Z drugie strony, niektórzy z nas chyba potrzebują robić wiele rzeczy równocześnie – może tak ma być i nie należy gwałcić czyjejś natury.
      Od siebie dodam, że sam o sobie tak myślałem – że należę do tego odsetka ludzi, którzy potrzebują robić wiele projektów na raz. A teraz okazuje się, że byłem w błędzie. Nie wiem, czy w jakiś sposób się zmieniłem, czy dojrzałem, czy coś dotarło do mnie po czasie. W każdym razie nie mam już problemu z koncentracją. Przeciwnie: straciłem sentymenty do tego, co robię. Potrafię w jednej chwili zamknąć projekt, nad którym spędziłem setki godzin i wydałem na niego tysiące złotych. Daleki jestem jednak od ogłaszania, że każdy ma tak robić.

      Odpisz
  23. Faktycznie opis aukcji był przekonujący. Ale mnie zastanawia jedna rzecz. Czy do zakupu bardziej skłaniał ten opis, czy po prostu niska cena. Szczerze mówiąc ( a raczej pisząc), sam bym ją kupił, gdybym mieszkał w pobliżu, znając jedynie cenę i wagę sztangielki. Ale są różni ludzie.
    Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie twierdzę, że tekst nie miał znaczenia.

    Odpisz
    • @Bartosz,
      Cena była niska, ale i:
      1) Sztangielka faktycznie zardzewiała.
      2) Nie miała równej wagi – mega ważne!!!
      3) Była jedna. Jak wiadomo, większość ćwiczeń wykonujemy dwoma sztangielkami. A tutaj nie ma opcji dopasowania drugiej takiej samej lub bardzo podobnej, o identycznej wadze.
      O ile dla mnie osobiście (jako kupującego) pierwszy powód byłby nieistotny, o tyle dwa pozostałe – już tak. Ja bym jej nie kupił właśnie dlatego, że jest jedna sztuka i że waży „około 20kg”. Dlatego skupiłem uwagę odbiorcy na innych elementach, choć lojalnie o wszystkim wspomniałem, by nie było niedomówień w ofercie.

      Odpisz
  24. Bardzo niska cena zrobiła swoje. Każdy amator siłowni kupiłby to w tej cenie od ręki gdyby miał „po drodze”. Ale nie można powiedzieć, że aukcja kiepska bo była bardzo ciekawa 🙂

    Odpisz
    • @Gnum,
      Jak już napisałem w odpowiedzi na inny komentarz, nie mogę się zgodzić z taką opinią – sprzedaż tej sztangielki wcale nie była bułką z masłem i nie każdy miłośnik siłowni by ją kupił – nawet od sąsiada, do którego miałby 10 kroków.

      Odpisz
  25. Spodobał mi się ten tekst. Podszedłem kiedyś na podobnej zasadzie do wystawienia oferty starego telefonu i się sprzedał szybko.
    Nie ma na allegro takich ofert, dlatego tym bardziej się wyróżniają wśród pokazujących jedynie dane techniczne.
    Te z najlepszymi opisami trafiają czasem nawet na portale typu wykop 🙂

    Odpisz
    • @Mikołaj,
      Dokładnie: takie opisy rzadko się trafiają, więc się wyróżniają.
      W tym przypadku pewnie też była szansa na „wykop efekt”, no ale… nie było go.

      Odpisz
  26. Ja w przypadku wystawiania aukcji (jak i pisania artykułów) zawsze stosowałem schemat AIDA, czy się sprawdził w przypadku aukcji ciężko powiedzieć bo rzadko sprzedaję. Ale fakt, na 700szt wystawionych przedmiotów sprzedało się ponad 300, więc wynik bardzo zadowalający 😀

    Odpisz
  27. Przeczytałem z zainteresowaniem, bo właśnie pisze oferty i autoresponder. Czegoś mi brakowało potrzebowałem odświeżyć sobie copywriting. Twój wpis dał mi do myślenia i już kombinuje co zmienić w moich ofertach. To nie pierwszy raz, kiedy wpisy na Twoim blogu lub organizowane kursy jakoś dziwnie zbiegają się z moimi potrzebami biznesowymi…

    Odpisz
  28. Ha, ha, ha… ofertę przeczytałem jednym tchem na samym początku, kiedy się pojawiła. Wciągała emocjonalnie, to fakt.
    Później ją „zpsychoanalizowałem” pod kątem copy-warsztatu i wyszedł mi modelowy tekst.
    Trzecią rzeczą, którą zrobiłem, to zapodałem sobie ciekawość: „Kupi ktoś czy nie kupi?”
    (Sam bym wziął ale wiesz, mam już podobną jedną.)
    No i doczekałem się – gratuluję finalizacji sprzedaży! 😉

    Odpisz
  29. Jestem pod wrażeniem tego jak poprowadziłeś potencjalnego klienta do zakupu.
    Jaki z tego wniosek? Że jeśli tylko jesteśmy kreatywni i stosujemy sprawdzone techniki możemy osiągnąć bardzo wiele. Przecież nie chodzi tylko o sprzedaż sztangielki. Całe nasze życie to sprzedaż. Sprzedajemy siebie innym, sprzedajemy swoje oferty, programy …
    Dziękuję za świetne rozpisanie na elementy i doskonały komentarz do poszczególnych etapów.
    Pozdrawiam,
    Jacek Pastuszko

    Odpisz
  30. Jak zwykle pójdę nieco pod prąd, mam nadzieję że się nie obrazisz.

    Dla mnie sprzedaż takiej sztangielki za cenę 40 zł, to żadna sztuka Pawle.

    Średnia cena żelastwa to jakieś 5 zł za kilo, sztangielka nie była nowa, ale jak napisałeś – miała historię.

    Sprzedać ją za cenę 100 zł, albo BA! 150 zł to by była sztuka. A tak po prostu udało Ci się ją „opchnąć”.

    Jakaś teoria copywritingu tu jest, ale mi wiele rzeczy brakuje. Nie wiem czy „te” konkretne zwroty i argumenty przemawiają do tej grupy docelowej.

    Moim zdaniem jest mało wyobraźni. Nie ma historii ojca, który w małej piwnicy w latach 70 wytrenował się i wygrał zawody, w czasach kiedy nikt nie znał odżywek czy diety.

    Do tego trochę za dużo potu i szczurów, ale to moja subiektywna opinia (może jestem lalusiem 😉 ).

    Sam mam takie 2 sztangielki w kolorze nieco rdzawym. Ciężkie jak zwykle, o podobnej łącznej wadze. Jednak za 40 zł bym ich nie sprzedał – tym bardziej gdyby były tak cenne i sentymentalne.

    Pozdrawiam

    Odpisz
    • Darku to może ukarzesz swój kunszt i w ramach testu wystawisz podobną aukcję. Jestem ciekaw czy osiągniesz wyższą cenę?

      Co do aukcji Pawła myślę, że i te 40 zł jest sztuką, ponieważ gdyby wstawił na aukcji same zdjęcia i dodał w opisie „sprzedam sztangielkę o wadze około 20 kg” to nawet nikt by się tą aukcją nie zainteresował.

      Odpisz
    • @Darek,
      Dzięki za ciekawy komentarz. Odniosę się do niego w punktach.

      1) „(…) mam nadzieję że się nie obrazisz.” – przecież mnie nie zwyzywałeś, więc o co? 😉

      2) „Dla mnie sprzedaż takiej sztangielki za cenę 40 zł, to żadna sztuka Pawle.” – szanuję Twoje zdanie, choć poniżej polemizuję z uzasadnieniem.

      3) „Średnia cena żelastwa to jakieś 5 zł za kilo(…)” – skąd masz taki cennik? Podaj koniecznie. Bo z tego co wiem, to raczej 1 zł za kilogram – i to właśnie takiej grubej stali, bo innego typu złom stalowy będzie tańszy w skupie.

      4) „Sprzedać ją za cenę 100 zł, albo BA! 150 zł to by była sztuka. A tak po prostu udało Ci się ją „opchnąć”.”
      Powiem tak. Na złomie wziąłbym za nią jakieś 18-20 zł. A sprzedałem niemal dokładnie za 2 razy tyle. Za sztangielkę tego typu i w takim stanie wziąłem dokładnie tyle, ile uznałem za właściwe. Nieetyczne w moim odczuciu byłoby wsadzenie jej komuś do gardła za 100 lub więcej. Oczywiście to moja subiektywna opinia i podejście.

      5) „Moim zdaniem jest mało wyobraźni. Nie ma historii ojca, który w małej piwnicy w latach 70 wytrenował się i wygrał zawody, w czasach kiedy nikt nie znał odżywek czy diety.” – być może mogłem rozszerzyć „wątek ojca”, jednak uznałem, że tyle wystarczy, by oferta spełniła swą rolę (czyli sprzedała produkt).

      4) „Do tego trochę za dużo potu i szczurów, ale to moja subiektywna opinia (może jestem lalusiem 😉 ).” – nic nie dodam do Twojej autooceny 😉

      5) „Sam mam takie 2 sztangielki w kolorze nieco rdzawym. Ciężkie jak zwykle, o podobnej łącznej wadze. Jednak za 40 zł bym ich nie sprzedał – tym bardziej gdyby były tak cenne i sentymentalne.” – ta sztangielka nie była „cenna i sentymentalna” – przecież nie sprzedałbym jej dla zabawy za 40 zł. To oferta sprawiła, że w oczach potencjalnego klienta stała się taka. I sam widzisz, że nawet do Ciebie oferta przemówiła, skoro tak napisałeś…

      Powtórzę: nie uważam, że ta oferta zwalała z nóg i była doskonała – bo nie była. Ale była wystarczająca – czyli spełniła swoją rolę. Taki był mój cel. I został osiągnięty.

      Odpisz
  31. WOW, jestem w szoku.

    Ten wpis daje do myślenia. Teraz na serio zrozumiałem, że ograniczenia nie istnieją, poza tymi które sami sobie narzucimy.

    A oferta sztangielki jest świetna 🙂 Dobra inspiracja do pisania.

    Odpisz
    • @Hubert,
      Dzięki za docenienie oferty. Nie jest to ideał, bo pisałem ją na kolanie, ale faktycznie działa magicznie. Zabrakło np. podania powodu, dlaczego ją sprzedajemy (moja żonka od razu to zauważyła).

      Odpisz
  32. No oferta biła, po emocjach, i po jajach jednocześnie 🙂
    Ciekawe, czy ten student co kupił przyjechał autem, czy tramwajem. Bo jak tramwajem, to mu współczuję …

    Odpisz
    • @Piotr-brat,
      Chyba przyjechał autem, bo coś wspominał przez telefon, że jest „przejazdem”. No chyba że miał na myśli „przejazd tramwajem” 😉

      Odpisz
  33. @Nikodem,
    Nie chciało mi się bawić w wysyłkę. Co prawda wtedy sztangielka by poszła dosłownie od razu, jednak chciałem, aby to tata ją sprzedał, czyli odbiór u niego, a nie u mnie. Żeby tata miał satysfakcję, bo o to chodziło. Przecież nie o te 36,66zł 😉

    Odpisz
  34. Każdy towar znajdzie swojego klienta. Udowodniłeś to twierdzenie. Może się wydawać, że to banał. Tak jednak nie jest. To szczera prawda.

    Z tą prawdą, że każdy towar ma swojego klienta, poznał mnie mój Tata. Na dodatek pokazał, że to działa a później tego nauczył.

    Opis aukcji naprawdę zabawny i przyciągający wzrok. Choć można było pomyśleć o wysyłce przedmiotu, przecież i tak za nią zapłaciłby klient – prawda? 🙂

    Odpisz
    • @Nikodem,
      Koszt wysyłki byłby znaczny, do tego pakowanie i przywożenie sztangielki do mnie (a tak była cały czas u taty w piwnicy). Po prostu nie chciałem sobie robić dodatkowego kłopotu – uznałem, że nie warto. I miałem rację: sztangielka się sprzedała.

      Odpisz

Skomentuj AdamTro Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Uwaga: zasady rozsądnego komentowania.
1. Daruj sobie komentarze typu "Dobry wpis", "Gratulacje! link.pl" itp.
2. Komentuj tak, jakbyś chciał, aby u Ciebie komentowano.
3. Podawaj w formularzu Twój prawdziwy adres e-mail (jest bezpieczny!)
4. Link do Twojej strony WWW (w podpisie) pokaże się dopiero wtedy, gdy napiszesz 5-ty komentarz na ebiznesy.pl. Pamiętaj jednak, aby zawsze podawać ten sam adres mailowy (komentarze zliczane są właśnie po mailu).