Mamy obecnie zupełnie nową rzeczywistość. Koronawirus (COVID-19) zmienił wszystko. Inaczej żyjemy, pracujemy, myślimy, zachowujemy się. Co robić? Co nas czeka? Ile to potrwa w Polsce i na świecie? Postanowiłem przekazać moje przemyślenia w tym wpisie. Zapraszam Cię do lektury.
Nie myślmy życzeniowo, lecz realistycznie
Kilka dni temu na Facebooku opublikowałem krótki wpis, w którym podzieliłem się linkiem do tego artykułu. Zachęcam Cię do jego uważnego przeczytania. Jest długi, ale i bardzo treściwy i rzeczowy. Same konkrety, liczby, wykresy. W skrócie:
- Sytuacja jest bardzo poważna i liczy się każdy dzień, a nawet każda godzina.
- Liczba zarażonych bardzo szybko rośnie: podwaja się co kilka dni.
- Kluczowa jest wydolność służby zdrowia. Gdy pomoc niesiona jest szybko i skutecznie, śmiertelność oscyluje w granicach 0,5 %. Jeśli natomiast epidemia wymyka się danemu państwu spod kontroli (przepełnione szpitale, brak respiratorów, ludzie umierają w swoich domach), wtedy kostucha dopada około 5 % populacji. Czyli różnica jest aż 10-krotna! Zatem kluczowe jest, by nie dopuścić do niekontrolowanego wzrostu liczby zarażonych i do paraliżu służby zdrowia. Przykład negatywny: Włochy.
- Wykryte przypadki zarażenia nijak się mają do rzeczywistych. Te liczby mogą się różnić 20, a nawet 100-krotnie. Jeśli więc stwierdzono na daną chwilę np. 100 przypadków, to faktycznie zarażonych może być od 2000 do nawet 10000. Różnica jest drastyczna. To ważne, by zrozumieć tę różnicę. Wirus rozwija się w organizmie do 14 dni, zatem „wyklucie” zachorowań (także tych bardzo ciężkich) trwa aż do 2 tygodni. Jeśli się patrzy tylko na wykryte i potwierdzone przypadki, można nabrać przekonania, że „prawie nikt nie choruje, więc jest bezpiecznie”. Jeśli natomiast pomnożymy tę liczbę przez 20 – 100, dostajemy gęsiej skórki. I dobieramy inne środki zaradcze – o wiele bardziej restrykcyjne.
Nie piszę o tym, aby wywoływać panikę. Po prostu potrzebna jest realna ocena sytuacji, a nie życzeniowa. Mając świadomość, że „na każdym rogu ulicy” możesz spotkać zarażoną osobę, będziesz bardziej uważać, prawda? I o to chodzi.
Jak nie dopuścić do niekontrolowanego rozwoju epidemii?
Są tylko trzy możliwe sposoby pokonania epidemii:
- Szczepionka. Gdybyśmy ją mieli (i to w odpowiedniej ilości), zaszczepilibyśmy wszystkich (poza antyszczepionkowcami oczywiście… sarkazm) i rozwiązalibyśmy problem. Jednak na szczepionkę przyjdzie nam poczekać. Mówi się, że jej opracowanie może potrwać nawet dwa lata. Co prawda obecnie cały świat rzucił się na ten temat, jest współpraca i szansa, że wyniki pojawią się szybciej. Jednak na pewno nie w miesiąc czy dwa. Zapewne w najbardziej optymistycznym wariancie, zaszczepimy się dopiero przed przyszłą zimą. A w najbardziej pesymistycznym wariancie: wirus będzie mutował, nie będzie skutecznej szczepionki, epidemia będzie powracała co roku i zbierała coraz większe żniwo.
- Lek na koronawirusa. Nie ma co liczyć na niego, choćby dlatego, że nawet na zwykłą grypę nie mamy obecnie leków. Osobiście duże nadzieje wiążę z innymi lekami, które już obecnie mamy (na inne dolegliwości, choroby), a mogą łagodzić wirusa. Możliwe, że naukowcy i lekarze ustalą, jakie leki są skuteczne na COVID-19 i będziemy nimi się leczyć. Jednak najpewniej nie będą skuteczne w 100 % przypadków, a jedynie pomogą w lżejszym przejściu choroby.
- Izolacja. Wyobraźmy sobie teoretyczną sytuację: świat staje w miejscu na 14 dni. Nikt z nikim się nie spotyka. Nikt nikogo nie zaraża. Ci, którzy są zakażeni, jakoś tam przechodzą przez chorobę – jedni wręcz bezobjawowo, inny leżą w domu i się kurują, kilkanaście procent (do 20 %) wymaga hospitalizacji, a kilka procent intensywnej terapii, oczywiście ileś umiera. Po 14 dniach świat rusza. Wszyscy są zdrowi, wirusa nie ma, temat zamknięty (przynajmniej na razie, bo może wrócić). W praktyce: taki scenariusz jest skrajnie trudny do osiągnięcia. Da się to zrobić w obrębie małej grupy ludzi i na ograniczonym obszarze. Gdy bardzo się postaramy, da się to osiągnąć w obrębie jednego kraju (przykład: Chiny). Jednak nie jest realne zrobienie tego w skali świata.
Na pierwsze przyjdzie nam długo czekać. Drugie może będzie, a może nie. Pozostaje nam trzecie. Co zatem powinniśmy zrobić? Spłaszczyć krzywą. Spójrz na poniższy wykres.
Źródło: flowingdata.com
O co chodzi? O przebieg epidemii:
- Jeśli epidemia (czy tam pandemia) trwa krótko ale intensywnie, zbiera makabryczne żniwo, bo – jak już pisałem – służba zdrowia nie wydala. Warto przypomnieć w tym miejscu, że koronawirus zabija na wiele sposobów. Niektóre zgony są wprost związane z wirusem. Inne tylko pośrednio, bo np. przez epidemię ktoś na czas nie dostanie leku, nie zostanie zdiagnozowany, nie wykona się jakiegoś zabiegu itp.
- Jeśli wydłużymy czas trwania epidemii, jednocześnie obniżając jej intensywność (liczbę chorujących w tym samym czasie), wtedy dajemy szansę służbie zdrowia na należyte zajmowanie się wszystkimi przypadkami. Jak wcześniej wspomniałem, różnica w śmiertelności między tymi dwoma wariantami jest aż 10-krotna. Zatem zdecydowanie jest o co walczyć.
Co powinniśmy robić na co dzień?
Pamiętaj: zalecenia i nakazy rządzących to jedno, a Twoje działanie – drugie. Proponuję nie tylko słuchanie ich rad, ale wyjście o kilka kroków dalej. Oto garść zasad, których powinniśmy przestrzegać:
- Nie wychodźmy z domu / mieszkania bez potrzeby. Optymalnie by było, gdyby co kilka dni jedna osoba z domostwa wychodziła do najbliższego sklepu na szybkie zakupy niezbędnych rzeczy (wyjątek: spacery, o czym za chwilę).
- Kupujmy przez internet, co się da, w sensie to, co jest nam potrzebne (zamiast w sklepie stacjonarnym). WHO (źródło: GIS) mówi, że „zarażenie przez paczkę” jest skrajnie mało prawdopodobne. Można je uznać za bezpieczne, choć zalecam dezynfekowanie paczki po jej otrzymaniu. No i wybierajmy najlepiej paczkomaty. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, zainstaluj sobie aplikację inPostu – dzięki niej, otworzysz skrytkę w paczkomacie bez dotykania klawiatury czy ekranu dotykowego maszyny.
- Dbajmy o odporność. Ważna jest zróżnicowana dieta, ewentualnie także suplementacja (jeśli faktycznie brakuje Ci jakichś mikro- lub makroskładników), unikanie stresu (wiem, teraz to skrajnie trudne), ćwiczenia fizyczne (siłowe i sprawnościowe można śmiało wykonywać w domu bez żadnych przyrządów) i aerobowe. Jeśli lubisz biegać, biegaj i teraz. Tylko biegaj samotnie (najwyżej z kimś, z kim mieszkasz w jednym lokalu, domu, mieszkaniu), unikaj ludzi, nie rozmawiaj z nikim. Podobnie z jazdą na rowerze. I uważaj na siebie. Tak po prostu. Bo nie chciałbyś chyba trafić teraz do szpitala z powodu np. głupiego upadku, prawda? Ważne, by się dotleniać. Wietrzenie domu / mieszkania jest ważne i wykonuj je minimum raz dziennie. Warto jednak także spacerować. Oczywiście unikaj ludzi, zachowaj odstęp.
- Pracujmy w domu. Oczywiście nie każdy może pracować zdalnie. Ale każdy, kto ma taką możliwość, powinien z niej skorzystać. A jeśli już musisz pojawiać się fizycznie w pracy, staraj się dojeżdżać do niej rowerem, motorem, hulajnogą, albo autem. No i stosuj wszelkie możliwe środki bezpieczeństwa w pracy: myj często ręce, unikaj wycierania nosa, ust i oczu rękoma, nie witaj się z innymi, unikaj rozmów twarzą w twarz.
- Unikajmy transportu publicznego. Starajmy się podróżować własnym autem, ewentualnie na rowerze czy hulajnodze.
- Nie chodźmy do kościoła. Módlmy się we własnych czterech ścianach.
- Róbmy nieco większe zakupy co kilka dni, zamiast mniejszych codziennie. Powód: zmniejszanie prawdopodobieństwa zarażenia. Na zakupy niech chodzi lub jeździ jedna osoba, oczywiście bez dzieci. Zawsze rób wcześniej listę zakupów, by kupić tylko to, co potrzebne, a także by zakupy przebiegły szybko i sprawnie. Jeśli nie możesz samodzielnie zrobić zakupów albo się boisz, najpewniej jest ktoś, kto może Ci pomóc. Przykładowo, u nas w gminie Zielonki mamy do dyspozycji kilka numerów telefonów, pod którymi znajdziemy pomoc – także przy zakupach.
Jeśli wszyscy zastosujemy się do powyższych wskazówek, zatrzymamy nieco epidemię, spowolnimy ją. Ale to niestety nie wystarczy… Dlaczego? Bo i tak straty w ludziach będą ogromne. Policzmy to na szybko. Mamy blisko 38 milionów mieszkańców. Jeśli epidemia dotknie nas wszystkich, czyli nie uda się jej zatrzymać, to zachoruje około 70 % (szacuje się 60-80 %, dlatego wziąłem 70) – daje to 26,6 mln zarażonych. Załóżmy, że epidemia wymknie się spod kontroli – wtedy umrzeć może nawet 5 % (niektórzy mówią nawet o większym procencie…), czyli 1,33 mln. Makabryczna liczba 🙁 Jeśli uda nam się skutecznie rozciągnąć ten proces w czasie (czyli wypłaszczyć wykres pokazany wyżej), wtedy służba zdrowia ma szansę działać sprawnie. Jednak nawet wtedy umrze minimum 0,5 %, czyli jakieś 133 tysiące osób, głównie starszych i schorowanych. Wyobrażasz to sobie? Oczywiście wypłaszczenie rozwoju epidemii daje szansę na: opracowanie szczepionki, leków, zakup sprzętu, przeszkolenie ludzi itd.
To, co opisałem wyżej, obecnie robi nasz rząd. Takie są zalecenia. I nawet jeśli sumiennie będziemy się do nich stosowali, to najpewniej czeka nas wariant z wypłaszczeniem krzywej zachorowalności i – niestety – tysiące ofiar. Co zatem możemy z tym zrobić? Czy da się zrobić więcej? Tak, da się.
Co NAPRAWDĘ powinniśmy zrobić, by uniknąć tysięcy ofiar w Polsce?
Dla nas niekorzystne jest to, że większość państw europejskich radzi sobie gorzej od nas. Dlaczego? Bo mamy usprawiedliwienie. Wystarczy posłuchać tego, co mówią rządzący. „I tak wykonujemy mnóstwo testów w przeliczeniu na mieszkańca, więcej niż takie kraje jak…„. Albo: „Zaczęliśmy szybko działać, więc najpewniej unikniemy losu Włochów…„, itp. I co by się nie działo w Polsce, ile byśmy nie mieli ofiar, jak ciężko byśmy nie przeszli tej zarazy, to rząd będzie miał usprawiedliwienie: „Tak, było ciężko, ponieśliśmy wielkie straty, wielu z nas przypłaciło to życiem. Ale popatrzcie na inne kraje…„. No tak, nie będziemy najgorsi. Ale czy to powód do jakiejkolwiek radości?
Pojawił się nowy artykuł, niejako kontynuacja tego, o którym wspomniałem na początku wpisu. Jego tytuł to Koronawirus: Młot i Taniec. Przeczytaj go uważnie, proszę. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak wymądrzanie się, ale gdybyś słyszał, co mówiłem mojej żonie ze dwa tygodnie temu… Nasze działania były i są daleko niewystarczające. Na początku mieliśmy głównie zachorowania z zewnątrz, czyli ktoś np. wrócił z Włoch i sam był chory, albo zaraził kogoś z domowników. Teraz są już potwierdzone przypadki (liczne) tzw. zarażeń poziomych, czyli wewnątrz naszego kraju. Oznacza to, że nie jesteśmy nazbyt skuteczni w ograniczaniu rozprzestrzeniania się wirusa.
Usypiają nas liczby, które są powszechnie dostępne. Chodzi o liczbę oficjalnie potwierdzonych przypadków i liczbę zgonów. W chwili, gdy piszę te słowa, mamy w Polsce nieco ponad 600 potwierdzonych przypadków oraz 6 ofiar śmiertelnych. A ilu mamy rzeczywiście zarażonych? Tego nikt nie wie, można jedynie szacować. W przytoczonym na początku artykule, mówi się o liczbie nawet 20 do 100 razy większej. Załóżmy optymistycznie tę najniższą liczbę: 20. Czyli mając oficjalnie potwierdzonych 600 przypadków COVID-19, w praktyce w Polsce może ich być około 12 tysięcy. Gdy myślisz o tych 600, w tym kilkunastu czy kilkudziesięciu w Twoim województwie i kilku w Twoim mieście, wyobrażasz sobie, że bardzo mało prawdopodobne byłoby spotkanie osoby z wirusem. A przy 12 tysiącach? Dalej tak myślisz? A może teraz wyobrażasz sobie, że na każdym rogu ulicy możesz spotkać zarażonego, hm?
No dobrze, czym zatem są wspomniane przed chwilą Młot i Taniec? Otóż:
- Młot = natychmiastowe, mocne działania, mające na celu zlikwidować epidemię koronawirusa.
- Taniec = wychwytywanie pojedynczych przypadków i ognisk, które będą się pojawiały – i wręcz chirurgiczne izolowanie ich od reszty społeczeństwa.
Punkt drugi chyba jest jasny i nie ma tutaj zbyt wiele do tłumaczenia. Po prostu po opanowaniu epidemii będzie następowało stopniowe luzowanie ograniczeń i zakazów. Jednak pojedyncze przypadki osób zarażonych będą się pojawiały. Trzeba je skutecznie wyłapywać i izolować. Sprawa stosunkowo prosta w realizacji. Zajmijmy się punktem pierwszym: młotem.
Jeśli chcemy uratować się przed mnóstwem ofiar, musimy działać szybko, skutecznie, twardo. Jak? Do wyżej omówionych punktów, związanych z izolacją i przestrzeganiem różnych zasad, należałoby dodać:
- Być może całkowity zakaz wychodzenia z domu, poza niezbędnymi zakupami co kilka dni. Napisałem „być może”, bo nie mam pewności, czy taki zakaz jest konieczny. Jeśli każdy z nas na spacerze zachowywałby się rozsądnie, wydaje mi się, że szansa zarażenia jest niemal zerowa. Zatem większa byłaby korzyść z dotlenienia organizmu przez tysiące ludzi, niż z jakiegoś wyjątkowo rzadkiego zakażenia. Problem w tym, że nie wszyscy stosują się sumiennie do zakazu zgromadzeń, spotkań, rozmów. I oni stanowią zagrożenie. Tutaj wystarczy monitorować (Policja, wojsko, inne służby – także w cywilu) zachowania obywateli, by określić, czy „spacery nam szkodzą”. I jeśli tak, to należałoby ich zabronić, i tyle.
- Wyłączenie komunikacji zbiorowej lub bardzo mocne obostrzenia w tym zakresie. Tutaj mamy niestety duży problem, bo w zamkniętej przestrzeni łatwo się zarazić. Nie wiem, czy maseczki wystarczą. Może jakieś strefy oddzielające pasażerów i ograniczenie tylko do kilku osób na autobus lub wagon? Nie potrafię tego sprecyzować, powinni zająć się tym odpowiedni specjaliści. I jeśli da się zapewnić blisko 100 % bezpieczeństwo w środkach masowej komunikacji, to powinno się wdrożyć odpowiednie procedury. A jeśli nie da się – powinno się na kilka tygodni zapomnieć o tej formie transportu.
- Wyłączenie działania wszystkich firm, które nie muszą funkcjonować, a które wymagają spotykania się ludzi w jednym miejscu. Czyli np. elektrociepłownia musi działać w trybie ciągłym (choć oczywiście z odpowiednimi procedurami), ale już fabryka butów – nie musi. Jeśli, przykładowo, ktoś prowadzi sklep internetowy, to jeśli prowadzi go sam (albo ze współmałżonkiem), myślę, że mógłby dalej to robić. Ale jeśli ma pracowników, to powinni przejść na pracę zdalną.
- Bezwzględny nakaz chodzenia w maskach. Myślę, że doszło tutaj do wielu nieporozumień. Zaczęło się od tego, że specjaliści orzekli, iż żadna maska nie chroni w pełni przed koronawirusem, a już maski bez atestów czy w ogóle nie medyczne – to już całkiem nic nie dają. Otóż dają, i to dużo. Co z tego, że nie chronią w pełni? Ważne, że jeśli jesteś chory, to dzięki dowolnej osłonie twarzy (maska, szalik, chusta, plastikowa osłona twarzy itp.) nie nakaszlesz na kogoś. A jeśli jesteś tym, na którego ktoś inny miałby nakaszleć lub nakichać, to i Ciebie w dużej mierze ochroni dowolne zabezpieczenie: ust i oczu. Pamiętaj: podczas epidemii nie chodzi o 100 % pewność czegokolwiek, bo nie da się jej osiągnąć! Chodzi o zmniejszanie prawdopodobieństwa. Jeśli jedna chora osoba zaraża 2-3 inne, to mamy problem. Jeśli zaraża poniżej 1, to epidemia zacznie wygasać. A jeśli zaraża statystycznie np. 0,1 osoby? Wtedy błyskawicznie pandemia zdechnie. I o to chodzi: o prawdopodobieństwo.
Drugi problem z „maskami i ekspertami” jest taki, że uważają oni, iż maska u osoby zdrowej to głupota, bezsens i marnotrawstwo. Pomijając fakt, że nie jest to prawdą (potwierdzenie znajdziesz tutaj), bo każda osłona twarzy sporo daje, to skąd mamy wiedzieć, kto jest już nosicielem wirusa, a kto nie jest? Czy każdy z nas ma to na czole napisane? (wybacz sarkazm w tym miejscu). Krótko: każdy z nas, wychodząc „do ludzi” powinien mieć maskę na twarzy i najlepiej osłonę na oczy (duże okulary korekcyjne, jakieś gogle, okulary budowlane – ochronne, rowerowe itp.). - Całkowity zakaz zgromadzeń i spotkań. Całkowity. Tylko osoby mieszkające pod jednym dachem – z oczywistych względów – powinny mieć taką możliwość. Obecny zakaz zgromadzeń powyżej 50 osób jest po prostu śmieszny (choć nie ma się z czego tutaj śmiać).
- Sklepy spożywcze z obsługą na zewnątrz. Nie rozumiem, dlaczego jeszcze tego nie wprowadzono. Jeśli będziemy dalej wpuszczali ludzi do sklepów, dalej będą się zarażali. Jak moim zdaniem powinno to wyglądać? Prosto. Mamy sklep i okienko. Jeśli większy sklep, to kilka okienek. Na zewnątrz stoi kolejka, oczywiście w odpowiednich odległościach od siebie (minimum 2 metry, a najlepiej 3). Do okienka podchodzimy pojedynczo i podajemy listę zakupów. Jeśli jest to tylko chleb i mleko, można to oczywiście przekazać ustnie, bez listy. Ekspedient idzie na sklep, kompletuje nasze zamówienie. Po chwili wraca, płacimy (najlepiej kartą), odbieramy zakupy w torbach jednorazowych i zmykamy. Szansa zakażenia: niemal zerowa. Powtórzę: prawdopodobieństwo.
Gdybyśmy wprowadzili sześć powyższych zasad, uzupełniając je oczywiście o dodatkowe procedury (np. obsługę na stacjach benzynowych bez wychodzenia z auta), epidemia szybko by się zawinęła.
Powstaje pytanie: skoro jest to takie proste, że nawet zwykły koleś – Paweł Krzyworączka – na to wpadł, to dlaczego rządzący nie wiedzą o tym jeszcze lepiej i – co ważniejsze – nie robią tego? Myślę, że powodów może być kilka i mogą występować solo lub w kombinacji:
- Boją się trudnych decyzji. Polityk nie jest zwykłym człowiekiem – u władzy staje się kimś innym. Dla większości z nas wartość życia jest nadrzędna. Dla polityka nadrzędna jest władza i jej utrzymanie. Smutne, ale prawdziwe.
- Nie mają wyobraźni, nie słuchają prawdziwych ekspertów, nie umieją liczyć. Liczby nie kłamią. Doświadczenia innych krajów nie są filmem fantastycznym, lecz rzeczywistością. Wirus nie da nam taryfy ulgowej. Tutaj nie można liczyć na tzw. szczęście. Trzeba zderzyć się z faktami i zrobić wszystko, by uratować jak największą liczbę ludzi.
- Mają złych doradców.
Podsumowanie
Kochani, apeluję do Was: zachowujmy się odpowiedzialnie. Jeśli będziemy stosować się do oficjalnych zaleceń, ale i do podanych przeze mnie dodatkowych punktów, jest szansa, że zatrzymamy epidemię. Nie przejmujmy się, że obecna władza przypisze sobie całą zasługę. I że będzie rządzić kolejne lata. To nie ma większego znaczenia w obecnej sytuacji. Teraz walczymy o życie. Nasze, naszych bliskich, rodaków. Nikt nie jest bezpieczny. Statystycznie najbardziej zagrożone są osoby po 70, a także ludzie chorzy, po przeszczepach, z obniżoną odpornością. Jednak choroba może dopaść także kogoś młodego, w sile wieku, zdrowego. Statystyka to wredna suka, która lubi zaskakiwać.
Mam nadzieję, że ten wpis dotrze do wielu osób. Udostępnij go innym na Facebooku, jeśli możesz. Zachęcam Cię także do polemiki w komentarzach poniżej. Zdrowia życzę.
Dodaj komentarz